Bycie eko jest modne. Jednak nie tylko z tego względu powinniśmy zainteresować się tym tematem.W tym wpisie przedstawie wam kilka prostych – i nie wymagających – sposobów na życie w zgodzie z ideą less waste.

Z każdej możliwej strony atakują nas komunikaty o zagrożeniach, które niesie za sobą cywilizacja. Wiem, te ostrzeżenia bywają przytłaczające i tak naprawdę mogą odnieść odwrotny skutek do zamierzonego. To tak jak z reklamami telewizyjnymi – jeśli jakaś jest emitowana non stop, to mamy dość konkretnego produktu i go nie kupujemy, bo mamy przesyt. Ale warto czasem zagłębić się w niektóre tematy, bo chociaż życie tu i teraz jest fajne, to myślenie o przyszłości, przyszłych pokoleniach też wyjdzie nam na dobre.

A skąd u mnie w ogóle taka potrzeba życia less waste? Przyczyna jest banalnie prosta, a mianowicie jest nią mój syn. Ja wiem, że ja jedna świata nie zbawię, ale wierzę, że chociaż w niewielkim procencie przyczyniam się do tego, żeby mój syn miał szansę na oddychanie w miarę świeżym powietrzem. Jak każda mama martwię się o swoje dziecko (czasem przesadnie ;)), ale chcę, aby był zdrowy i żeby uniknął chorób cywilizacyjnych i przewlekłych, które dotykają coraz młodsze osoby. To jest w ogóle jedna wielka niesprawiedliwość, że tyle osób w kolejkach do lekarzy to osoby często przed trzydziestką. Ja sama jestem po długich perypetiach w gabinetach lekarskich i chcę tego oszczędzić swojemu dziecku! Do tego widziałam u kogoś na instagramie (niestety nie pamiętam u kogo) fragment filmu dokumentalnego dotyczącego zanieczyszczeń i nadmiernej ilości plastiku w morzach i oceanach. Tylko kilka obrazków ukazujących martwe zwierzęta, które połknęły plastikowe przedmioty, albo udusiły się przez plastik, wystarczyło, żeby mnie ruszyć. Nie zamierzam też oglądać tego filmu, bo wiem, że byłabym później przerażona. Wbrew pozorom los zwierząt nie jest mi do końca obojętny i też chcę, żeby mogły one bezpiecznie i spokojnie żyć na naszej planecie.

Zacznijmy od mojego rachunku sumienia. Idea zero waste bardzo mi się podoba i podziwiam wszystkich, którzy są w stanie żyć w jej duchu. Ja jednak nie potrafię zmobilizować się na tyle, aby wprowadzić wszystkie idee tego nurtu w moje życie. Robię jednak wszystko co możliwe, aby ilość produkowanych przeze mnie śmieci, była jak najmniejsza. Przejdźmy zatem do moich sposobów na to, aby być less waste, a nie „miss śmieć”.

Butelka wielorazowa

Miałam kiedyś niezwykłe szczęście, że udało mi się wraz z gazetą zakupić butelkę do filtrowania wody firmy Dafi. Sama butelka to koszt 30zł, a tutaj wydałam raptem 10zł. Szczerze wam powiem, że żałowałam, że nie wzięłam od razu drugiej dla mojej mamy, bo jak wróciłam do kiosku, to już nie było ani jednego egzemplarza. Nakład tego numeru błyskawicznie się rozszedł i wcale się nie dziwię. Od tamtej pory mam 2 pieczenie na jednym ogniu:

  • zawsze mam ze sobą wodę do picia w małej butelce i nie zapominam o regularnym nawadnianiu organizmu,
  • nie kupuję kolejnych małych plastikowych butelek, które prędzej czy później i tak trafią do kosza.

Jedyne o czym muszę pamiętać, to zakup filtrów na wymianę. Jeden filtr starcza na miesiąc, a koszt to raptem ok.15zł. Ja zawszę kupuję filtry w rossmanie w komplecie składających się z 2 sztuk i wydaje na nie niecałe 30zł. Do tego co 2 miesiące mam możliwość zmiany koloru butelki 😉 Jeśli to was nie przekonuje, to może wykorzystam argument ekonomiczny. Jedna butelka 0,5 litra kosztuje ok.2zł. Kupując codziennie taką butelkę wydajecie w sumie 60zł miesięcznie. A przecież te 60zł możecie wydać na coś bardziej trwałego lub przyjemniejszego 🙂 Nawet jeśli 30zł wydacie na filtry, to i tak macie nadal 30zł oszczędności 🙂

I chociaż tutaj mogę być spokojna o to, że każdy spacer nie skończy się kolejnym plastikowym śmieciem, o tyle już nie jestem w stanie zrezygnować z zakupu wody mineralnej w dużych butelkach, która jest dostępna niestety wyłącznie w plastikowych opakowaniach. Możecie próbować mnie przekonać, ale uważam, że woda mineralna to bardzo prosty sposób na uzupełnienie minerałów w naszym organizmie, a kranówa niestety nie będzie spełniać tej roli. Przeszukałam wiele sklepów w poszukiwaniu dużych, szklanych butelek, ale niestety nic nie znalazłam 🙁 Kupowanie natomiast małych uważam za nieekonomiczne.

Zamień folię na materiał

Kolejny sposób na produkowanie mniejszej ilości plastikowych śmieci to korzystanie z materiałowej torby. Ja już od wielu lat ich używam i nawet cieszę się, że została wprowadzona opłata za reklamówki foliowe w sklepach. Oczywiście tutaj też nie jestem w 100% święta, bo w przeszłości brałam takie foliówki, ale teraz staram się je maksymalnie wykorzystać. Zabieram po prostu wszystkie te torebki (większe czy mniejsze) na kolejne zakupy. Wykorzystuję je do ostatniej chwili i dopiero kiedy zakupy zaczynają wypadać dołem, pozbywam się jej i zastępuje kolejną, którą mam w domu. Nie biorę żadnych ze sklepów! A jeśli zapomnę toreb (co dość często mi się zdarza ;)), to albo mam pecha i niosę wszystko w rękach, albo pakuje do samochodu do bagażnika, idę do domu po torby i dopiero przenoszę zakupy.

Ograniczanie plastiku stosuję także w kawiarniach i nie korzystam z plastikowych sztućców czy też słomek. Częściej też odwiedzam punkty, które dają papierowe talerze, niż te, które wykorzystują tworzywa sztuczne.

Jest też jeszcze jedna rzecz, na którą totalnie nie mam wpływu, ale grzecznie się stosuję do zasady. Otóż w przedszkolu mojego dziecka jest zasada, że na buty trzeba założyć ochraniacze. Oczywiście takie typowe, foliowe. Jest też osobny kosz na te zużyte. I widzę jak codziennie rodzice rano i popołudniu biorą po jednej parze. Czyli każdego dnia jedna osoba zużywa w sumie 4 ochraniacze. Ja natomiast staram się nosić jedną parę, dopóki się całkowicie nie zniszczy, dopóki nie powstanie w podeszwie dziura, która uniemożliwi zachowanie należytej higieny. Uważam, że to za duża produkcja śmieci. Gdy przyjdzie wiosna i lato, a na dworze przestanie być mokro, to po prostu będę ściągać buty i odbierać syna w skarpetkach. Bo ja nie chcę w ogóle brać tych ochraniaczy, ale prawda jest taka, że nawet jeśli one chronią przed zostawianiem brudu, to już nie chronią przed mokrymi plamami. Nie da się przejść korytarzem suchą stopą. Chętnie bym zaproponowała dyrekcji jakąś alternatywę, ale w sumie nie wiem jaką 🙁

Co z obierkami?

Tutaj przyznaję, że tylko sezonowo jestem less waste, ponieważ do tej zasady stosuję się na działce, gdzie mam dostęp do kompostownika. Trafiają do niego różnego rodzaju obierki, skorupki po jajkach czy lekko nadgniłe jedzenie, które rozkłada się samodzielnie i jest wykorzystywane przez nas jako nawóz, albo jest zjadane przez miejscowe ptaki (głównie okruszki i ziarna z pieczywa) i inne stworzonka (widzieliście mysz jedzącą sałatę albo jeża zajadającego się whiskasem? ja tak ;)). W Warszawie nie wyobrażam sobie trzymania kompostownika na balkonie, bo szanuję węch sąsiadów i sama też nie chciałabym, aby oni trzymali tego typu rzeczy u siebie. Natomiast gdyby u mnie na osiedlu były osobne kontenery na odpadki organiczne, to bez problemu trafiałyby one właśnie tam.

Papierowy recykling

Ręka do góry, kto dorastał w latach 90. i zbierał karteczki? To teraz ręka do góry, kto nadal je ma? Ja się przyznaję, że u mnie niektóre z karteczek przetrwały lata. Tak jak masa zeszytów, które mają zapisane dosłownie kilka kartek, a reszta jest czysta. Dlatego też teraz staram się wszystko wykorzystać. Małe karteczki wykorzystuję do tworzenia list zakupów. Jak mi się wszystkie skończą, pewnie przeniosę się na listę elektroniczną tworzoną na telefonie. Wszystkie zeszyty służą mi za notatniki do spisywania pomysłów zawodowo-prywatnych. Nie kupuję więc niczego nowego, dopóki nie skorzystam z czegoś w pełni. Tak samo do tej pory korzystam z dużych kartek A4, zadrukowanych z jednej strony tekstami ze studiów. Uzbierało się tego kilka(naście) dobrych kilogramów i szkoda się tego pozbywać, dlatego też daje je mojemu synowi, jako kartki do rysowania czy też tworzenia innych prac plastycznych.

Kiedyś w ramach współpracy blogowej dostałam od jednej z firm kalendarz. Było to w październiku, dlatego było oczywiste, że nie zacznę z niego korzystać, bo mam już kalendarz. W tym roku postanowiłam go wykorzystać. I chociaż trochę pracy mi zajęło, aby przerobić go z roku 2016 na 2019, to uważam, że było warto. Dostosowałam go bardziej pod siebie i zaoszczędziłam pieniądze nie kupując nowego. No i nie wyrzuciłam kompletnie nie używanej rzeczy.

To samo staram się też robić w przypadku kartonowych pudełek od butów. Kupując nową parę nie kupuję do nich plastikowego, przezroczystego pudełka, tylko podpisuję je markerem i bez zaglądania wiem, które buty znajdę w środku. O tym, że segreguję śmieci chyba nie muszę wspominać, bo to w Warszawie jest obowiązkiem, aby odpadki trafiały do odpowiednich koszy.

A co robicie z papierowych opakowań, w których kupujecie jajka? U mnie większość trafiała po prostu do śmieci, ale teraz to się zmieniło, odkąd jest pod moim blokiem warzywniak. Właścicielki chętnie dbają o środowisko,dlatego też przyjmują chętnie wszystkie tego typu opakowania, jak i torebki i reklamówki foliowe, aby wykorzystać je dla innych klientów. Dlatego też zbieram te wszystkie pudełka papierowe i przekazuje dając im kolejny żywot. W podziękowaniu zawsze spadnie mi do torby jakieś eko-jabłko 🙂

Kupuj mniej

Niestety i mnie dopadł konsumpcjonizm. Jak każda kobieta (lub prawie każda) lubię pochodzić po sklepach i zakupić coś nowego do swojej szafy. Przy przeprowadzce wyszła prawda odnośnie ilości ubrań. Dlatego gdy ostatnio w jednym sklepie już chciałam kupić ubrania na promocji, zastanowiłam się, czy nie mam już czegoś podobnego w szafie. O ironio, okazało się że mam 😉 I tak też chcę dalej praktykować shoping. Niektóre ubrania (zasada nie dotyczy ubrań sportowych – tych nigdy dosyć ;)) będę kupować dopiero wtedy, gdy to co jest w mojej szafie się zniszczy.

„Nie wyrzucaj – wykorzystaj”.

A skoro już przy materiałach jesteśmy, to do czego wykorzystujecie stare ubrania czy ręczniki? Ja stosuję zasadę, która jest mottem Rocky’ego z Psiego Patrolu: nie wyrzucaj – wykorzystaj.

Niektóre bluzki wykorzystuje jako tzw. ciuchy robocze po domu, dzięki czemu te, które są nadal lepszej jakości, ubieram do prac porządkowych czy bardzo brudzących, tak żeby te nowsze starczyły na dłużej. Nie złoszczę się przynajmniej, że zrobiłam plamę, która nigdy nie zejdzie czy też, że po prostu coś zniszczyłam.

Jeśli zaś chodzi o ręczniki, to jeśli są podarte, robię z nich szmaty do podłogi lub do mycia okien. Te w miarę dobrym stanie piorę i zawożę do siedziby Straży dla Zwierząt w Warszawie, aby posłużyły zwierzakom. Tak samo jest ze starą pościelą, kocami czy zasłonami. Szczególnie w sezonie zimowym każdy materiał się liczy, żeby ocieplić psie budy.

Moje dalsze plany na życie less waste

Ze względu na przykre doświadczenia z karaluchami (które kiedyś „zjadły” mi całą spiżarkę) oraz z chęci uniknięcia moli spożywczych, wszystkie produkty sypkie przesypuje do pojemników (szklanych lub plastikowych – i tak, plastikowych, ale używanych wielokrotnie). Po ostatnich zakupach zobaczyłam, jaka sterta śmieci powstała ze wszystkich folii, w które zapakowane były kasze i makarony. Nie spodobało mi się to na tyle, że stwierdziłam, że poszukam sklepu, gdzie sprzedają tego typu produkty na wagę. Niestety nie jest tak łatwo. Przeszkoda tkwi albo w cenie (bez opakowania cena za kilogram makaronu potrafi być znacznie wyższa) albo w składzie. Naprawdę nie rozumiem, czemu do zwykłego makaronu czy kaszy dodaje się całą tablicę Mendelejewa. Czy ktoś jest mi to w stanie wytłumaczyć? Niestety pozostaje mi więc czekać, aż sprzedaż produktów na wagę stanie się codzienną praktyką, a nie odstępstwem od normy. Nie zamierzam po prostu przepłacać za ten sam produkt tylko dlatego, że jest on bez opakowania. Chyba że znacie sklep, który spełnia oba moje kryteria, to chętnie skorzystam.

Jak więc widać, staram się każdy posiadany przedmiot wykorzystać do samego końca, nawet jeśli stracił swoją pierwotną funkcję. Nie jestem jednak bez wad i nadal mam wiele ekologicznych grzechów na sumieniu. Jeżdżę samochodem na benzynę, ale pewnie gdyby mnie było stać na samochód elektryczny, to pewnie bym dokonała tej zamiany. Zwłaszcza że miałam okazję posłuchać, jak ciche są auta na prąd i bardzo mi się to podoba. Nie chce się też fiksować i stresować każdym kolejnym swoim krokiem, bo tą drogą można prosto dojść do wariatkowa 😉 Rozsądny wybór i wprowadzenie kilku nawyków może pomóc nie tylko środowisku, ale i nam, w cieszeniu się zdrowiem.

Podzielcie się w komentarzach waszymi sposobami na życie w stylu less waste. Co już praktykujecie, a nad czym jeszcze chcielibyście popracować? A może dopiero teraz zapoznaliście się z tematem? Koniecznie dajcie znać 🙂

P.S. W tym miesiącu ma premierę nowe wydanie książki Katarzyny Wągrowskiej „Życie zero waste„, które jest podobno kopalnią inspiracji w tym temacie. Ja już czekam, aż książka będzie dostępna i z pewnością ją zakupię 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *