Niektórym wydaje się, że bycie trenerem oznacza doskonałą znajomość każdej dziedziny sportu. To nie prawda. Nieprawdą jest też to, że każda aktywność fizyczna jest lubiana. Bywa wręcz na odwrót. Mam dokładnie to samo. Są takie dyscypliny i rodzaje treningów, od których odwracam się od razu. To po prostu nie mój klimat. Jesteście ciekawi, co znajduje się u mnie na liście?

Pływanie na basenie

Ogólnie lubię pływanie i uważam, że nic tak nie kształtuje prawidłowej postawy, kondycji i sylwetki jak właśnie ta aktywność. To doskonałe rozwiązanie dla osób, które mają bardzo dużą nadwagę lub problemy ze stawami i nie mogą wykonywać tradycyjnych treningów. Mówi się, że woda wyciąga i to prawda. Zawsze, gdy wyjeżdżaliśmy na wakacje za granicę, upewniałam się, że będzie dostępny basen. Wtedy mogłam w nim przesiedzieć i pływać pół dnia (pozostałe pół w morzu lub oceanie – zależy gdzie byliśmy). Ale to jest wyjątek, bo tak naprawdę…NIE ZNOSZĘ PŁYWAĆ W BASENIE! Wynika to z tego, że od wczesnych klas szkoły podstawowej w ramach lekcji wychowania fizycznego miałam basen. Nic innego tylko basen. I tak przez prawie 10 lat 2 razy w tygodniu. To było dla mnie za dużo. Czułam się do tej aktywności zmuszona, przez co straciłam do tego jakąkolwiek sympatię. Ale tak jak już wspomniałam, jeśli tylko mam ochotę i gdzieś jest basen, to z niego korzystam.

Siatkówka

A do tego sportu nigdy mnie nie zmusicie! Tutaj podobna sytuacja jak z basenem. W gimnazjum non stop siatkówka. Nic innego tylko to. Bo tak było najprościej nauczycielkom usiąść na ławce i sobie plotkować, a my mieliśmy sobie grać. 3 razy w tygodniu przez godzinę czasu. Tak mnie to znużyło, że jedyna forma w jakiej akceptuję tą dyscyplinę, to mecze naszej reprezentacji 😉

Zumba

Zawsze lubiłam tańczyć. Już w przedszkolu chodziłam na zajęcia z tańca. Dlaczego więc zumba nie jest totalnie w moim guście? Po prostu to nie dla mnie. Założenie tego rodzaju zajęć jest takie, że choreografie są proste i intuicyjne. I ja to łapie, ale wiele przypadków osób uczęszczających na zajęcia tego nie łapie. Oczywiście fajnie, że zumba sprawia frajdę, że na niej najmniejsza pomyłka wywołuje uśmiech i nie stanowi dla nikogo problemu. Fajnie też, że wiele osób wyciągnęła z domu. I uważam że lepiej chodzić na zumbę niż nie robić nic, ale te zajęcia nie są dla mnie. Jeśli mam tańczyć, to muszę tańczyć. Tak jak to się robi na tradycyjnych lekcjach, gdzie uczy się choreografii krok po kroku.

Joga

Z tą aktywnością jest tak, że jeszcze nie trafiłam na kogoś, kto by mi ją w fajny sposób przekazał. Do tej pory trafiałam na sesję, podczas której odnoszono się do duchowości i filozofii jogi. A mi chodzi o to, żeby nauczyć się panowania nad ciałem, przekraczać jego granicę. Opowiadanie o sferach ponad cielesnych mi w tym przeszkadza. Joga jest też dla mnie zbyt spokojna, więc może też dlatego nie możemy się dogadać. Na treningach lubię jak ze mnie ścieka pot, jak męczą mi się mięśnie. Wtedy czuję, że zrobiłam dobry trening. Nie zmienia to jednak faktu, że w tym roku robię do niej kolejne podejścia i chciałabym w końcu wytrzymać pełną sesję jogi. Będę mieć okazję, ponieważ w sezonie wakacyjnym często w Warszawie organizowane są darmowe sesje plenerowe. A że będę nadal na wychowawczym, to w końcu nie będą one kolidować z moim grafikiem 😉

Bieganie

Na końcu mój „wróg nr 1”: BIEGANIE. Wszyscy teraz biegają, bo to modne. Super jest dostać medal na biegach po mieście. Fajnie. Ale ja tego po prostu nie cierpię! Chcesz pobiegać? To nie ze mną – ja mogę pojechać za tobą na rowerze. Uważam, że bieganie to bardzo kontuzjogenna aktywność, ponieważ bardzo niewielki odsetek osób zna prawidłową technikę. Nie będę się wymądrzać, bo się tym nie zajmuję. Jednak gdy ktoś mi mówi, że bieganie jest super zdrowe, a biega po mieście, wzdłuż ulicy na twardym chodniku, to ja się zastanawiam czy najpierw będzie miał astmę czy chore kolana? Wiem, wiem – demonizuję tą aktywność w tej chwili, ale tak to według niektórych wygląda. A co ja mam zrobić, jak mija mnie ktoś biegnąć z wykoślawionymi kolanami? No aż mnie wszystko boli! Bieganie jest DLA MNIE(!) nudne i męczące – mam dobrą kondycję, ale nie przy tej dyscyplinie.

I to by było na tyle. Pamiętajcie proszę, że to mój subiektywny pogląd na poszczególne aktywności i wynika z mojego doświadczenia. Nie neguję żadnej z nich, ponieważ każda z nich daje naprawdę wiele korzyści, a najważniejsza z nich to ruch! W końcu nie siedzimy na kanapie tylko ćwiczymy. I tego się trzymajmy! W końcu po coś te wszystkie aerobiki i inne crossfity zostały wymyślone – KAŻDY ZNAJDZIE COŚ DLA SIEBIE! 🙂

2 thoughts on “Aktywności, których nie lubię i do których mnie nikt nie zmusi!”

  1. Łączę się w niechęci do zumby i siatkówki :D. Jogę oczywiście kocham, ale w niej zupełnie nie chodzi o przekraczanie granic swojego ciała. Raczej o ich bardzo spokojne i powolne przesuwanie. Możesz ewentualnie spróbować jeszcze jakichś bardziej dynamicznych form jogi. A jak chcesz się spocić, to polecam jogę bikram 😀

    1. To miałam na myśli mówiąc o przekraczaniu granic 😉 O jodze bikram nie słyszałam – zobaczę co to. Generalnie nie skreślam jogi w ogóle – niedługo rusza sezon na plenerowe zajęcia, to spróbuję. Może mnie jakiś instruktor przekona 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *