Każdy kto jest chociażby lekko zafiksowany na punkcie fitnessu, z pewnością dotarł już do najnowszego dzieła Ani Lewandowskiej czyli jej treningu karate cardio. Jakoś Ania u mnie wzbudza dużą sympatię, dlatego w dniu premiery gazety z płytą udałam się do kiosku i nabyłam ów numer. Po jego obejrzeniu postanowiłam podzielić się z Wami moimi spostrzeżeniami. Może dzięki temu kogoś przekonam do jego wypróbowania 🙂
Od razu na wstępie zaznaczę, że niestety na sobie nie mogłam wypróbować tego treningu, bo dzień wcześniej trafiłam na szpitalną izbę przyjęć na nadprogramową wizytę. Musiałam się oszczędzać, ale że nie wiedziałam, kiedy ponownie będę mogła ćwiczyć, postanowiłam chociaż trening obejrzeć. Dla osoby, która siedzi w fitnessie, tak jak ja (czyli prowadzi zajęcia i sama dużo ćwiczy), to wystarczy, żeby ocenić jego skuteczność. Ok, już się nie będę dalej rozpisywać, tylko przejdę do mojej, subiektywnej, oceny.
Po pierwsze słowo wyjaśniające, czym jest ów trening kardio, który tak Ania promuje. Jak zapewne większość z Was wie, Ania to reprezentantka Polski i zawodniczka karate. Dyscyplina ta odgrywa bardzo dużą rolę w jej życiu, dlatego nie dziwi mnie fakt, że postanowiła przemycić co nieco z karate do fitnessu. W końcu zumba przemyca tańce latino, a w bokwie jest boxing i taniec kwaito. Ale wróćmy do tematu.
Karate cardio – pierwsze wrażenia
W ogólnym rozrachunku trening mi się spodobał – może też dlatego, że większość ćwiczeń, który wykorzystała Ania, ja również wykorzystuje na swoim zajęciach 😉 Po prostu miałam wrażenie, że oglądam zmodyfikowany program swoich zajęć :p Ale nie chciałabym, żebyście to potraktowali jako moje wywyższanie się i porównywanie do Ani. Absolutnie nie. Po prostu dziewczyna ta wykorzystuje ćwiczenia, które każdy zna i każdy może wykonać. To wielki plus! Nie pokazuje nic wymyślnego, ani skomplikowanego.
Jak wiadomo trening zaczął się od rozgrzewki. Pierwsze 7-10 minut zajęć to czas, który poświęcamy na rozruszanie naszych kończyn i mięśni. Powoli podnosimy tętno i wprowadzamy organizm do dalszego treningu. I wszystko jest fajnie do momentu, w którym Ania, jako trzecie ćwiczenie daje przysiady. Osobiście wykonuje je jako ostatnie ćwiczenie rozgrzewki po tym, jak już stawy kolanowe i mięśnie są rozgrzane, bo przecież to ćwiczenia dla mnie jest jednocześnie ostatnim ćwiczeniem rozgrzewającym, a jednocześnie pierwszym intensywnym ćwiczeniem treningu właściwego. Ale jak wiadomo, każdy trener inaczej prowadzi zajęcia i ma inne na to poglądy. Z mojego osobistego doświadczenia wynika, że dla niektórych uczestników moich zajęć wykonanie tzw. squatów na samym początku zajęć mogłoby być zbyt męczące.
Podoba mi się za to ogólne założenie treningu, bo chociaż nazywa się „kardio”, to jest w nich wiele elementów wzmacniających, dzięki czemu rzeczywiście nasze ciało rozwija się kompleksowo. Ania nie skupia się na wybranych częściach ciała, lecz prowadzi trening kompleksowo. Co moim zdaniem jest super sprawą, bo często widzę, że niektórzy mają tak słabe ręce, że wykonanie dla nich deski – na mięśnie brzucha – jest niemożliwe, bo nie mogą się utrzymać (o pompkach już nie wspomnę).
Karate cardio – podział treningu
Całość treningu została podzielona na 4 bloki, a każdy z nich przypomina trening obwodowy. Kilka ćwiczeń wykonujemy jedno po drugim, a potem przechodzimy do drugiej serii. Po jej zakończeniu kolejny zestaw ćwiczeń powtarzany w seriach i znów zmiana. Dzięki temu w treningu pojawia się dużo ćwiczeń. Co ważniejsze, każde z nich w kolejnej serii jest modyfikowane na wersję trudniejszą. I to też jest super, bo można w zależności od naszych umiejętności i możliwości dostosować trening pod siebie. Nie jesteś w stanie unieść stóp? Trudno, odstaw je, a po jakimś czasie spróbuj wersji trudniejszej. Jeszcze fajniejsze wydaje mi się to, że Ania sama na sobie pokazuje obie wersje. Przez cały też czas jedna z ćwiczących z nią dziewczyn wykonuje zawsze wersje prostsze. I za to również duża pochwała dla Ani, bo na swoich zajęciach też tak robię – niestety, panie bywają tak ambitne, że wolą się przemęczyć, ale nie odstawać od grupy niż pokazać, że one dopiero zaczynają.
Moje zastrzeżenia
Ogólnie moje wrażenia po obejrzeniu tego treningu są pozytywne, co nie zmienia jednak faktu, że jest kilka rzeczy, które bym zmieniła. Jak chociażby blok czwarty. W pewnym momencie pojawia się tam krok „step out”, do którego zostają dodane uderzenia na boki. Przeniosłabym go do rozgrzewki, bo właśnie takie samo ćwiczenie robię podczas rozgrzewania uczestników zajęć. Poza tym spodziewałabym się, że ten blok będzie nieco spokojniejszy, żeby stopniowo wychładzać organizm i wprowadzać go w stan spoczynku. Tak jest tylko częściowo. Najpierw mamy spokojne ćwiczenie, a potem nagle intensywne, które podnosi tętno.
Po bloku czwartym przechodzimy do stretchingu czyli ostatniej części treningu. I wszystko jest fajnie, ale brakowało mi kilku ćwiczeń na mięśnie, które uczestniczyły w treningu, a rozciągnięte nie zostały. Poza tym niektóre pozycje były za krótkie i na pewno mięśnie się dobrze nie rozciągnęły.
Ale ogólna moje ocena treningu to 5 z minusem – ten minus za tych kilka moich innych poglądów. Ogólnie Ania przypomina o oddychaniu, poprawia technikę w grupie (tak, nawet zawodowi sportowcy na filmie nie do końca prawidłowo wykonywali ćwiczenia), ćwiczą z nią też panowie, dzięki czemu pokazuje, że trening jest dla każdego. I co dla mnie najważniejsze w takim treningu video: ma grupę, z którą ćwiczy i sama też wykonuje ćwiczenia – zarówno w wersji prostszej, jak i trudniejszej. W trakcie treningu udziela też mnóstwa pożytecznych rad: mówi, które ćwiczenia nie nadają się dla wszystkich i pokazuje jego wersje zastępczą – wielkie brawa za to!
Podsumowując: Ania pokazuje, że nie trzeba wymyślnych ćwiczeń, aby trening był efektywny. Wystarczą te najprostsze, ale odpowiednio połączone ze sobą. Z pewnością nie raz powrócę do jej treningu i będę go polecać innym.
Zachęcam Was do dyskusji na temat treningu w komentarzach. Próbowaliście go? Jakie są wasze wrażenia?