Szczerze powiem, że ten wpis miał nie powstać. Lipiec okazał się być naprawdę kiepskim miesiącem. Ale za namową męża postanowiłam wyciągnąć z niego tylko to, co dobre. No to mam: same lipcowe dobroci 🙂
Zanim recenzja dobroci, to pochwalę się wam, że po długiej przerwie wpadło mi zlecenie z copywritingu. Bałam się go bardzo, bo dawno nie realizowałam takich typowych zleceń i nie wiedziałam, czy sobie poradzę, ale klient zadowolony, a to najważniejsze 🙂 Ja z kolei nauczyłam się też czegoś nowego i znów czuję się na siłach, żeby pisać 😉
Najważniejszym wydarzeniem tego miesiąca były okrągłe 30 urodziny mojego męża. To jego pierwsza 30, więc miało być super! Poszliśmy do knajpy, w której zrobiliśmy chyba tylko to jedno zdjęcie:
Tak to jest, jak się karmi dziecko, a kelnerka przynosi twoje enchiladas i mówi, że danie je się palcami, więc dają do tego śliniaczek 😉
Później poszliśmy na krótki spacer. Rzadko bywam w centrum, bo nie mam takiej potrzeby i powiem wam, że naprawdę dużo się zmienia i to w błyskawicznym czasie!
Mieliście też okazję, wydaje się że po raz pierwszy, zobaczyć mnie w kiecce. W sumie tylko ci, którzy obserwują mnie na Instagramie (więc jeśli nie dodaliście mnie do obserwowanych, to nie zwlekajcie z tym 😉 ). Tam publikuje więcej zdjęć i nagrywam na instastory.
Poza tym był krótki wyjazd nad Pilice.
I smakowanie różnych pyszności. W tym miesiącu wprowadziliśmy sobie nową tradycję, że raz w tygodniu wychodzimy sobie na małe co nieco w poszukiwaniu kulinarnych odkryć. W ten sposób dotarliśmy w końcu na żoliborski targ śniadaniowy.
Spróbowaliśmy przy okazji lodów tajskich. Postawiliśmy podobno na najcięższe połączenie pod względem zrobienia lodów: daktyl, liczi i twix.
Były też i inne pyszności – już spoza targu:
Całe szczęście, że na koniec pogoda się poprawiła, bo początek nie zachęcał do niczego. Gruba bluza? No przesadzasz lipcu!
Nawet kot zdążył zatęsknić za wyjściami na balkon.
W pogodne dni spacerowaliśmy:
A ostatnią niedzielę był smażing na RODOS (rodzinne ogródki działkowe ogrodzone siatką).
Treningów oczywiście nie brakuje, a moje grupy dbają o formę także latem. Nie mają urlopu od treningów 😉
Na blogu pojawił się zaległy wpis z podsumowaniem czerwca. Wyjaśniłam też różnicę pomiędzy pracą instruktora fitness a trenera personalnego. Odpowiedziałam też na często zadawane pytanie, czy warto ćwiczyć z trenerem personalnym.
I to na tyle by było w lipcu. Wakacje na półmetku, a mój właściwy urlop nadal przede mną. A jakie wy macie plany na sierpień?