Są takie dni, gdy nic nie idzie po naszej myśli. Choćbyśmy nie wiadomo jak się starali, wszystko się po prostu wali. Szczególnie często dzieje się tak w przypadku treningów. Nic dziwnego, że mamy wtedy ochotę wszystko rzucić. Dietę, treningi, nasze starania, nowe przyzwyczajenia. Ale wiecie co? To można przetrwać. Grunt to nigdy się nie poddawać!

Nie znam osoby, której zawsze by się wszystko układało tak, jak to sobie zaplanowała. Bycie aktywnym fizycznym to przyjemność, ale też często stawianie sobie nowych wyzwań, celów. Gdy coś staje nam na przeszkodzie, zamiast przebytej drogi, zrobionego postępu, widzimy jedynie ową barierę. Wydaje się ona nie do przekroczenia. To nie prawda! Bariery istnieją tylko w naszych głowach. Słowo instruktora 😉

Osobiście wiele razy przeżywałam takie kryzysy. I mam wrażenie, że teraz przeżywam kolejny. Miałam zaplanowane szkolenie, treningi. I co? Okazało się, że mam na tyle poważny uraz nadgarstka, że jeśli go nie zaleczę, to wsadzą mi rękę w gips. Na usta cisną się niecenzuralne słowa. Bo przecież wszystko miałam zaplanowane. A do tego powrót do formy po ciąży też nie okazał się być taki prosty. Mam wrażenie, że cofnęłam się i zarówno waga, jak i centymetr pokazują większe wartości. Kurczę, przecież nie tak miało być!

Już miałam ochotę się poddać. Naprawdę. Stwierdziłam, że to olewam i trudno. Ale po chwili emocje opadły i przyszło zdroworozsądkowe myślenie. W końcu kontuzja to poważna sprawa i wiadomo, że jak nie zrobię teraz wszystkiego, żeby wrócić do formy, to potem będzie gorzej i będę musiała wydłużyć sobie przerwę w treningach i w pracy. Tego z oczywistych względów wcale nie chcę. A szkolenie? Co się odwlecze, to nie uciecze 😉

Powrót do formy? Zrobiłam rachunek sumienia. Znalazłam winowajców. No i przede wszystkim przypomniałam sobie, dlaczego chciałam osiągnąć dany cel. Nie dla innych, lecz dla siebie. Chciałam sama z sobą czuć się dobrze. Tak jak czułam się wcześniej. Przecież nie było dnia bez treningu. Teraz ze smutkiem przyznaje, że ćwiczę okazjonalnie. Nic więc dziwnego, że nie widzę postępów. Tym razem stwierdziłam więc, że trzeba trochę zmienić taktykę. W końcu nie mam określonego deadline’u. Nie mam też konkretnych wartości do osiągnięcia. Nie muszę się spieszyć. Najważniejsze jednak dla mnie było przypomnienie też sobie, ile do tej pory osiągnęłam, co zyskałam. I stwierdziłam, że nigdy się nie poddam. Dlatego jeśli przeżywacie kryzys, to nie karajcie się za to. Ten stan minie, a duma pozostanie.

W tym poście opisuje wam krótki kryzys na własnym przykładzie. Dlaczego? Żebyście wiedzieli, że może on dopaść każdego. Również instruktora, zawodowca. Bo jesteśmy tylko ludźmi. Pamiętajcie, że jeśli potrzebujecie motywacji na nowo, poproście o wsparcie tych, którzy działają na was pozytywnie. Z nową energią przegonicie kryzys i ruszycie w dalszą podróż do celu, który sobie zaplanowaliście. Koniecznie dajcie mi znać, jakie są wasze sposoby na to, aby się nigdy nie poddawać. Chętnie je poznam 🙂

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *