Przeglądając instagrama i patrząc na wszystkie zdjęcia z serii best nine zdecydowałam się wrócić też tutaj. W końcu to blog jest moim głównym źródłem kontaktu z czytelnikami. Jednak blog stał się też miejscem dosyć zaniedbanym – z różnych przyczyn. Jednak za dwa dni koniec roku i może czasem warto spojrzeć wstecz i zastanowić się, co wydarzyło się przez ostatnie 365 dni i czy byłe one wszystkie w pełni wykorzystane. Zapraszam na podsumowanie mojego roku.

Tym razem przyjmę inną formę i ten przegląd będzie się różnił od zeszłorocznego. Nie będzie podziału na miesiące, lecz na „kategorie”. Ten sposób wydaje mi się najbardziej odpowiedni, jeśli chodzi o rok 2018.

Jestem raczej typem domatora. Lubię czasem gdzieś wyjść i wyjechać, ale najlepiej czuję się w swoich czterech kątach. I chociaż dla niektórych moja liczba wyjazdów będzie wręcz zerowa, dla mnie odwiedzenie trzech nowych miejsc, było dużą liczbą podróży 😉 Szczególnie że odkryłam, że dłuższe podróże samochodem mnie nudzą. Nie brzmi to najlepiej, kiedy jesteś jedynym kierowcą w rodzinie 😉 Prowadzenie auta do 3 godzin to dla mnie nie problem, ale później już mi się okropnie nudzi i łatwo się rozdrażniam. Jeśli przyjdzie mi kiedyś pojechać w dłuższą podróż, muszę chyba planować jakieś postoje.

W kwietniu podjęłam spontaniczną decyzję o samodzielnym wyjeździe z dzieckiem do Kazimierza Dolnego. Opisywałam ten wyjazd w osobnym poście <TUTAJ>, ponieważ wiele osób dziwiło się, że decyduję się na tak trudną wyprawę. W tym przeuroczym miasteczku przywitała nas iście letnia pogoda – tak słonecznego i gorącego kwietnia nie pamiętam. Aż szkoda, że nie zabrałam krótkich spodenek 🙂

W maju natomiast pojechaliśmy na jednodniową wycieczkę do Łodzi. Przez ostatnie 2 lata ciągle nas ktoś pytał czy jedziemy do Łodzi albo czy tam byliśmy. Nie było żadnych konkretnych powodów, dlaczego właśnie to miasto wymieniano tak często, aż w końcu zdecydowaliśmy się na wycieczkę pociągiem. Dla Młodego, miłośnika kolei, było to jedno z lepszych przeżyć. Dla mnie natomiast największą radością są pamiątkowe zdjęcia moich chłopaków zrobione w jednym z parków.

W lipcu natomiast czekał nas pierwszy, prawdziwy rodzinny wyjazd urlopowy. Mazury są naprawdę pięknym miejscem, dlatego bardzo się cieszę, że to właśnie tam mogliśmy chociaż trochę odpocząć.

Do tego też bardzo dużą ilość letnich dni spędziłam na działce, ciesząc się świeżym, leśnym powietrzem i odświeżonym domkiem 🙂

W kwestii zawodowej widać, że coś poszło w tym roku nie tak. Po dokładnych planach i usilnych staraniach nadszedł kryzys i przestałam aktualizować bloga. W lutym podjęłam bardzo trudną dla mnie decyzję i zdecydowałam się na urlop wychowawczy, o którym również pisałam <TUTAJ>. Początkowo miał trwać 6 miesięcy, a z końcem lutego minie rok. Rezygnacja z pracy i samorealizacji była wynikiem wielu przepłakanych wieczorów i dni, a także pogorszeniem się zdrowia. Uznałam, że ważniejsze jest dla mnie szczęście mojej rodziny, a w szczególności mojego syna, i postanowiłam się poświęcić jemu. Ponieważ dziecku poświęcałam najwięcej uwagi, to telefon i nieustanne fotografowanie wszystkiego dookoła zeszło na dalszy plan. Zresztą…co to za content, kiedy w kółko robisz to samo? Jak to w swoim e-booku wspomina Asia Banaszewska, tylko Budzyńska może pozować ze schnącym praniem w tle 😉 Uwierzcie mi, czasem naprawdę bywało nudno. Niech się wam jednak nie wydaje, że tylko leżałam i pachniałam. Kto jest rodzicem, ten wie jaka jest prawda z tymi „urlopami” rodzicielskimi. Zresztą w sferze prywatnej wydarzyło się tyle, że i tak miałam ręce pełne roboty. Jednak kilka kont firmowych udostępniało moje zdjęcia instagramowe na swoich profilach, co dla twórców internetowych jest bardzo miłą formą docenienia ich pracy.

Od połowy sierpnia średnio 1-2 razy w tygodniu odwiedzałam gabinety lekarskie wielu specjalistów. Dopiero teraz, z końcem grudnia, mogę wskazać konkretną przyczynę mojego gorszego samopoczucia. Niestety nawet w prywatnych placówkach medycznych nie zawsze trafia się na samych super lekarzy, którym uda się trafić z właściwą diagnozą. Zresztą początek roku też obfitował w liczne choroby, dlatego jedyne życzenia, na których się skupiałam w święta, dotyczyły zdrowia. Ale zmieńmy temat, bo w sferze prywatnej mieliśmy też dużo więcej dobrych wydarzeń, takich jak…

PRZEPROWADZKA! Zakup nowego mieszkania był z jednej strony przemyślany, a z drugiej bardzo spontaniczną decyzją. Teraz mieszkamy już na swoim docelowym M3 i nadal czekamy, aż zamontują nam listwy, drzwi  i zabudowane szafy (oczekiwanie na montażystów to droga przez męki). Urządzanie mieszkania w stanie deweloperskim jest bardzo fajną przygodą, ale także niezwykle stresującą. Jednak radość z nowego domu pozwala zapomnieć o wszystkich rzeczach, które poszły nie tak 😉

W pozostałym czasie chodziliśmy z Młodym na wycieczki po Warszawie i eksplorowaliśmy sale zabaw. Zresztą takich pierwszych razy syna było wiele: pierwsze sanki (bo w roku 2017 nie było w ogóle śniegu), pierwsza hulajnoga, pierwsza dłuższa wycieczka poza Warszawę i pierwsze „przedszkole”. We wrześniu zapisałam go na zajęcia przygotowujące maluchy do zajęć przedszkolnych, a od stycznia będzie już prawdziwym przedszkolakiem. Z naszej rodziny tym wydarzeniem najbardziej stresuje się ja 😉 Na zajęcia chodził przez 4 miesiące i widzę, jak dużo wniosły one do jego rozwoju i ile korzyści z nich można wyciągnąć. O nich też planuję stworzyć osobny wpis.

Rok 2018 przyniósł dwa ważne święta. Pierwsze to 5 rocznica ślubu, którą chciałam kiedyś spędzić w Rzymie. Ani ja, ani mój mąż nie byliśmy w tym mieście, a jest to upragniona destynacja męża. Dlatego kilka lat temu tak sobie wymyśliłam, że na 5 rocznicę, właśnie tam się udamy. Cóż, nie sądziłam, że wtedy będziemy rodzicami wyjątkowo żądnego uwagi 2,5 rocznego dziecka 😉 Ale świętowanie tego wydarzenia w powiększonym składzie i tak przyniosło nam dużo radości.

Kolejnym świętem, i bardzo ważnym jubileuszem, były moje 30 urodziny. Z tej okazji stworzyłam specjalny wpis na blogu z 30 faktami o mnie. W planach miałam super fotkę z balonami z liczbą 30, zrobioną w łóżku, do którego podano mi śniadanie popijane szampanem. Zamiast tego rodzinny obiad spędziliśmy w knajpie, a ja próbowałam nie kichać w talerz zupy 😉 Teraz się śmieje, ale rozchorowałam się tego dnia jak nigdy i bardzo kiepsko się czułam.

W kwestii treningów… PORAŻKA. Wraz z przerwą w pracy zrobiłam sobie przerwę w ćwiczeniu, ponieważ moje ciało było przemęczone. Roztrenowanie było mi potrzebne. Niestety później okazało się, że moje kiepskie zdrowie spowodowało trudności w jakimkolwiek ruszeniu się z kanapy i wzięciu się za siebie. Przyznaję, że to moja osobista porażka, ale wiem też, że naprawdę trudno byłoby mi podołać wysiłkowi fizycznemu. Liczę na to, że to już za mną i będzie tylko lepiej. Jeden sukces natomiast był, ponieważ udałam się na swoją pierwszą jogę w życiu. I co najważniejsze, zostałam do końca zajęć 😉 Na instagramie w podsumowaniu best nine to właśnie zdjęcia z sal i siłowni cieszyły się największym powodzeniem. Cieszy mnie to, bo w sumie wokół tego tematu skupia się mój profil.

Pod koniec roku 2017 dowiedziałam się o akcji „one little word”. Chodzi o to, aby znaleźć sobie na dany rok słowo, które będzie naszym przewodnikiem. Wokół niego miały się skupiać nasze działania. Ta akcja bardzo mi się spodobała, ale w ogóle nie mogłam trafić na swoje słowo. Kiedy odpuściłam, ono przyszło samo. Rok 2018 miał dziać się pod znakiem „positive” – po prostu miało się w nim dziać wszystko co pozytywne. Jak wspominałam wcześniej rok 2017 mnie bardzo rozczarował i przyniósł bardzo dużo złych wydarzeń, dlatego bardzo chciałam, żeby 2018 był od swojego poprzednika zupełnie inny. W pewnym sensie tak się stało. Oczywiście, kilka potknięć i kiepskich chwil nie spowodowało tragedii. W sumie mogę powiedzieć, że rok 2018 był pozytywny:

  • zamieniliśmy mieszkanie na większe,
  • zwiedziliśmy nowe miejsca,
  • spędziłam dużo czasu z synem i nauczyłam go nowych rzeczy,
  • nauczyłam się być bardziej cierpliwa (nadal nad tym pracuję),
  • synek bardzo dobrze się rozwija, a zajęcia przed-przedszkolne przyniosły wiele korzyści,
  • zrobiłam kompleksowe badania (nawet nadprogramowe) i wiem, że jestem zdrowa,
  • spotkałam się z wieloma znajomymi,
  • spędzałam czas w zupełnie nowy dla mnie sposób,
  • więcej czasu spędzałam z rodziną,
  • stałam się szczęśliwsza, bo niczego nie robiłam na siłę!

Nie wiem co przyniesie rok 2019. To się jeszcze okaże. Plany na rok 2019? O tym będzie osobny post 🙂 Teraz życzę Wam przede wszystkim dużo zdrowia w nadchodzącym roku i udanej zabawy sylwestrowej 🙂

Zapraszam też na instagram, gdzie możecie zobaczyć najpopularniejszych 9 zdjęć minionego roku.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *