Zasiadłam do komputera zastanawiając się, jak zacząć pierwsze zdanie w dzisiejszym wpisie. I nagle zobaczyłam, że w szablonach czekają 2 posty robocze. Zajrzałam do jednego z nich i olśnienie: dlaczego ja go nie opublikowałam wcześniej?! Przyznaję, że przez moje gapiostwo stracił on trochę na aktualności, ale co tam: w sumie nie doszło do efektu końcowego, więc mogę po wam udostępnić przy okazji aktualizując go o stan obecny.
Cofnijmy się do przeszłości czyli co napisałam w kwietniu
Tak, wiem, niektórym temat ciąży już się przejadł 😉 Ale co ja poradzę na to, że właśnie taki moment nastał w moim życiu, że codzienność wiąże się z tym tematem? Podobnie jak większość kobiet chciałabym powrócić do formy sprzed ciąży jak najszybciej. Jak zamierzam to osiągnąć? Jeśli jesteście ciekawi, czytajcie dalej 🙂
Od czego zaczynamy?
Po pierwsze ustalamy sobie cel. U mnie jest to powrót do kondycji, którą miałam oraz wyrzeźbienie jeszcze lepszej sylwetki. Nigdy nie byłam zadowolona z tego, jak wygląda mój brzuch, ale zamierzam to zmienić i spełnić w końcu swoje marzenie o brzuchu idealnym 😉 Najpierw jednak muszę wiedzieć, w jakim punkcie zaczynam. Ciążowe kilogramy już dawno poszły w zapomnienie. W pierwszym tygodniu po porodzie zgubiłam 11kg (a przytyłam w ciąży niespełna 9kg), ale jak zawsze powtarzam: waga to nie wszystko! Liczą się przede wszystkim wymiary. Jeśli śledzicie mnie na Instagramie to zapewne widzieliście moje zdjęcie zrobione tydzień po porodzie. A jeśli nie, zamieszczam je poniżej:
Szczerze przyznam, że nie pamiętam, jakie miałam wymiary przed ciążą i nie zmierzyłam też ile mi przybyło centymetrów ostatecznie. W tej chwili, czyli 6 tygodni po wykonaniu powyższych zdjęć, mogę śmiało powiedzieć (co też wiedziałam wcześniej), że ciąża jedynie (albo aż) naruszyła tylko rejon brzucha i talii. To właśnie tam przybyło mi więcej ciałka do kochania 😉 Uda, pupa i piersi pozostały bez zmian. Dlatego mój cel jest nadal ten sam, co wcześniej 😉 Nie określam jednoznacznie ile chcę zgubić. W tym rejonie im więcej tym lepiej 😉
Jakie podjąć działania?
Cel ustalony. Co dalej? Jeśli chodzi o rejon brzucha, to jest pewna przeszkoda, a nawet dwie.
Po pierwsze: żeby zrzucić trochę brzucha, ważna jest dieta. A nie ukrywam, że przy małym dziecku chętnie korzysta się z szybkich i gotowych rozwiązań. Ja nie cierpię sosów czy zup w proszku, bo dla mnie to jak jedzenie proszku do prania 😉 Będąc w ciąży zrobiłam duże zakupy i nagotowałam sobie różnego rodzaju klopsów, kotletów, gulaszy, pierogów itd. Ale niestety zapasy maleją. Oczywiście rodzice co rusz coś podrzucają (w ramach pomocy przy wnuku 😉 ), ale niestety potrawy szykowane przez rodziców często odbiegają od dietetycznych zaleceń. No a poza tym jak można odmówić pysznego ciasta czekoladowego, kiedy się nie miało czasu zjeść zajmując się dzieckiem? No nie da się! 😉 Ale w końcu trzeba powiedzieć dość! i wziąć się w garść. Zamierzam wrócić do swoich starych, ale dobrych przyzwyczajeń czyli 5 posiłków dziennie i jak najmniej produktów glutenowych. Do tego zero słodyczy i słodkich napoi (a szczególnie tych gazowanych). Instruktor też człowiek i ma swoje grzeszki 😉
Po drugie: koniec okresu połogu i zgoda lekarza na powrót do ćwiczeń, nie oznacza jednak zgody na ćwiczenie mięśni brzucha. Ciąża powoduje ich rozstęp. Po narodzinach dziecka mięśnie muszą wrócić na swoje miejsce, a to nie jest szybki i prosty proces. Tak naprawdę może on trwać nawet miesiącami. Jeśli od razu zaczniemy robić brzuszki, russian twisty, planki i inne ćwiczenia bezpośrednio angażujące mięśnie proste i skośne, możemy spowodować, że mięśnie się wzmocnią, ale nie zbliżą do siebie. A to może skutkować powstaniem przepukliny brzusznej, którą likwiduje się inwazyjnym zabiegiem operacyjnym wymagającym długiej rekonwalescencji. Zatem swój trening, który pozwoli mi pozbyć się zimowych oponek, oprę na ćwiczeniach typu cardio. Orbitrek, burpees, podskoki, skakanka i tym podobne pomogą w spaleniu tkanki tłuszczowej.
[EDIT: dla wszystkich tych, którzy czytają i się dziwią, że napisałam o podskokach] Obecnie, po odbyciu jeszcze kilku szkoleń i zdobyciu większej wiedzy o kobiecej fizjonomii po porodzie, w życiu nie zdecydowałabym się na takie ćwiczenia cardio, o jakich wspomniałam czyli o skakance i burpeesach. Są to ćwiczenia zakazane ze względu na zbyt duże obciążenie mięśni dna miednicy i zaleca się ich wykluczenie z planu treningowego. Najlepiej jest udać się do fizjoterapeuty uroginekologicznego, który sprawdzi stan mięśni dna miednicy i dopiero da zielone światło do wykonania tego typu ćwiczeń.
Czas terazniejszy – jak wygląda rzeczywiście mój powrót do formy
No dobra, muszę zrobić rachunek sumienia i napisać, że zapał miałam wielki, ale siły niestety nie były mu równe. Mój organizm miał zdecydowanie zbyt długą przerwę od ćwiczeń i po prostu się rozleniwił (a ja razem z nim :p ). Ale nie jest tak źle mimo wszystko. Za mną już jedno szkolenie, a w listopadzie czeka mnie kolejne. Poza tym zaczęłam prowadzić zajęcia (głównie dla mam z maluszkami), na których również trochę ćwiczę. Znacie moje podejście do prowadzenia zajęć i wiecie, że zajęcia są dla uczestników, a nie dla mnie, dlatego ja w prowadzenie treningu wkładam 100%, ale nie wykonuję go w 100%. Niestety od humorów dziecka zależy to, czy mogę w domu poćwiczyć. I tutaj miałam wzloty i upadki. Odpalałam różne dvd z treningami, youtuba, układałam własne zestawy…ale robiłam to bardzo nieregularnie.
Od października się to zmieni. I jestem tego pewna. Dlaczego? Bo w ramach prezentu urodzinowego mój mąż podarował mi karnet open do klubów fitness i siłowni, więc będę mogła wyjść z domu i poćwiczyć bez obawy, czy moje podskoki nie obudzą dziecka (i czy sąsiadom już tynk do zupy nie spada przy okazji 😉 ).
Co będę trenować? Na pewno udam się na uwielbiany przez siebie rollen. Masaż mięśni połączony z ujędrnianiem skóry to coś co uwielbiam. Do tego treningi na siłowni. Jeśli chcę zwiększyć masę mięśniową, muszę dołożyć do ćwiczeń trochę obciążenia i żelastwa. Poza tym cardio: wybór padł na step (w ramach utrwalania wiedzy ze szkolenia i poszerzania wiedzy) i trampoliny (w końcu trzeba się przyszykować do szkolenia). No i najważniejsze. Mogę już ćwiczyć mięśnie brzucha, dlatego z pewnością nie zabraknie w moim treningu ćwiczeń kształtujących tę część ciała.
A co z dietą? Cóż, dzisiejszy wieczór idealnie podsumuje dotychczasowe zmagania.
Scenka domowa. W rolach głównych mąż i żona.
[Ż]ona: zjadłabym kebaba…
[M]ąż: w sumie gdyby nie ten sos na bazie majonezu i ta gruba pszenna buła, to kebab byłby zdrowym żarciem
Ż: No to idź…
M: Nie chce mi się. Ty idź.
Ż: Muszę napisać posta na bloga. Nie mogę iść.
W tym momencie pojawia się zawiedziona mina męża.
Ż: przynieś tablet.(po chwili) Zobacz ten przepis. Chcesz spróbować?
I w ten oto sposób zamiast tłustego kebaba zjedliśmy przygotowane przez siebie chapati (przepis ze Zdrowomanii – Aga, dzięki!). Zaoszczędziliśmy pieniądze, a do tego zjedliśmy zdrowy, bezglutenowy posiłek. Do chapati zrobiłam sos z jogurtu naturalnego i ziół i było pycha!
W ostatnim czasie bardzo ciężko jest mi wybrać gotowy posiłek, bo zwracam jeszcze większą uwagę na skład produktu, niż wcześniej. Ale to akurat dobrze. Zawsze kończy się tym, że wracam do domu i szykuje coś smacznego i zdrowego. Słodyczy też nie jem. Widzę efekty moich wyborów, dlatego prościej jest mi wytrwać w moich postanowieniach. Przyznam też, że unormowany rytm dnia dziecka sprawia, że łatwiej jest mi przyrządzać na bieżąco posiłki, nie obawiając się przy tym, że są niezdrowe. Wróciłam do swojej kulinarnej rutyny i dobrze mi z tym 🙂
Oczywiście to nie koniec mojej walki o szczupła sylwetkę i powrót do formy po ciąży. Najważniejsze nadal przede mną. Mam nadzieję, że szybko ujrzę efekty swoich postanowień. Mam nadzieję, że w przyszłe wakacje pojawię się na jakiejś plaży w za*******m bikini i będę mogła o sobie powiedzieć, że jeszcze nigdy nie byłam w tak dobrej formie jak teraz.
Trzymajcie za mnie kciuki. Jesteście ciekawi co będzie dalej?
brzuch – trudna sprawa 🙂 u mnie śniadania białkowo – tłuszczowe, trening siłowy i interwały na bieżni 4 razy w tygodniu. niestety po prawie dwóch miesiącach różnica jest nieznaczna. ale jest 🙂
To prawda, brzuch jest jednym z bardziej problematycznych miejsc do wymodelowania, ale nie niemożliwym 😉
Jeśli widać różnicę, to już najważniejsze 🙂 Jeśli byś w ogóle nie widziała, to pewnie wtedy trzeba by było zmienić coś w treningu.