Nawet nie wiem jak zacząć. To, co zwykle sprawiało mi przyjemność, teraz jest wyzwaniem na miarę wspinaczki na Everest. Podsumowanie 2020 mogło by się ograniczyć do jednego słowa: koronawirus. I chociaż głównie wokół niego wszystko się toczyło, to jednak w ciągu ostatnich 366 dni zadziało się znacznie więcej…

Na zdrowie!

No właśnie. Tego zdrowia wielu osobom zabrakło w tym roku. Rozpoczynając nowy rok cieszyłam się, że od maja 2019 moje dziecko chorowało tylko raz. Bo jak na przedszkolaka to naprawdę niezły wyczyn 😉 A potem była jeszcze tylko jedna choroba w lutym i…

I to był koronawirus 🙁 Tylko wtedy jeszcze oficjalnie go w Polsce nie było. Przechorowaliśmy całą trójką. A skąd pewność, że to covid-19, skoro nikt nas nie przebadał? Miałam wszystkie objawy, żadna grypa nie wyszła podczas badań i do tego miałam pozytywny wynik na przeciwciała. Także na przełomie lutego i marca całkiem nieźle korona mnie wymęczyła i powiem tyle: nie bagatelizujcie tego wirusa, nie mówcie, że go nie ma. Już nigdy więcej nie chcę tak chorować, jak wtedy.

Wśród mojej najbliższej rodziny też się pojawiło kilka chorób, operacje, pobyty w szpitalu. Ja też raz wylądowałam na sorze. I z tego wszystkiego najgorsze było to, że żaden lekarz nie powiedział mi, co mi jest. Starano się mi pomóc w danym momencie i to lekarzom wystarczało. A ja chciałam uniknąć tego w przyszłości! Tylko jak, skoro nie wiem z czym walczę? Najważniejsze, że teraz jest już dobrze 🙂

Adios wakacje! Witaj rodos!

Jeśli chodzi o podróże, to nie było ich w ogóle. Na ten rok mieliśmy zaplanowaną jedną podróż, którą mieliśmy wykupić jako last minute. Kierunek Włochy ;D No sami przyznacie, że dość niefortunny wybór patrząc na to, że to właśnie pierwszy europejski kraj, który z koronawirusem miał najwięcej do czynienia 😉 Całe szczęście, że moi rodzice mają własną działkę. I to właśnie rodos (rodzinne ogródki działkowe ogrodzone siatką) był naszą główną bazą wypadową 🙂

To, czego nie planowaliśmy, to zakup własnej działki. Ale tak się nagle stało i już na wiosnę będziemy mogli wypoczywać na własnym rodosie 🙂 I na tym skończę wspominki o działce, bo budowanie domku letniskowego od zera, to prawie jak stawianie domu całorocznego. A ja po przeprowadzce do nowego mieszkania mówiłam, że mam dość remontów i sklepów budowlanych na co najmniej 10 lat 😉

Ok, o ile start może nie był najlepszy, tak druga połowa roku to był już konkret. W końcu udało mi się stworzyć dla samej siebie taki zestaw treningowy, który mogłam swobodnie modyfikować i zwiększać poziom. Do tego nie nudził mnie po trzecim razie 😉 Ćwiczyłam 3 razy w tygodniu dla siebie samej i szybko zobaczyłam efekty 🙂 Dlatego ostatecznie kwestię treningów zaliczam na plus 😉 Niestety ostatni kwartał roku to treningi okazjonalne, bo musiałam przenieść wysiłek na inny obszar życia związany z zarabianiem na życie 😉

Jeśli jesteście ciekawi tego zestawu, to widnieje on nadal w relacjach wyróżnionych na moim instagramie.

Odbić się od dna.

Nie był to łatwy rok, szczególnie dla mojej strony www, ponieważ musiałam ją porządnie zabezpieczyć. W marcu, gdy miałam więcej działać on-line – bo wszyscy siedzieli w domach – walczyłam o przeżycie strony. Wirusy, hakerzy, beznadziejni podwykonawcy. To tylko część problemów. Dopiero ostatni informatyk mi pomógł i to m.in. dzięki niemu możecie czytać moje posty 🙂 Ale musiałam go sfinansować z tarczy ochronnej, przez co nie odłożyłam na zabezpieczenie firmy tyle, ile planowałam. Ze strony zniknęło kilka postów 🙁 W tym ten ulubiony, o moim one little word na rok 2019, który zwykle linkowałam w podsumowaniu roku.

Co do tego, jak się toczyła moja kariera, można się domyślać, bo działam głównie w branży fitness. A ta dostała mocno po tyłku 🙁 W marcu, na dzień przed ogłoszeniem pierwszego lockdownu, zdążyłam poprowadzić jedną godzinę zajęć w nowym klubie, w którym zostałam zatrudniona. I to było na tyle. Drugi klub, z którym współpracowałam, musiał się niestety zamknąć. W trzecim klubie, z którym też miałam w marcu rozpocząć współpracę, nie zdążyłam w ogóle poprowadzić zajęć.

Marzec miał być miesiącem, dzięki któremu miałam się odbić od dna. Ledwie pół roku wcześniej wróciłam do pracy po przydługim urlopie wychowawczym. Przez te 6 miesięcy nie zdążyłam wrócić do takiej ilości pracy, jakiej chciałam, a co za tym idzie, nie wróciłam też do płynności finansowej. Marzec miał mnie uratować, tymczasem mnie dobił.

To tylko słów kilka

Copywriting też nie uratował mi tyłka. Wiele firm musiało zmodyfikować swoje plany marketingowe, a co za tym idzie również budżet. W wielu firmach zabrakło środków dla copywriterów i moi dotychczasowi klienci zawiesili współpracę ze mną. Z dnia na dzień zostałam bez pracy, za to z zusem do opłacenia. Przyznaję, że wtedy uratowała mnie tarcza dla przedsiębiorców, dzięki czemu nie musiałam zamykać firmy. Ale to tylko dlatego, że nikogo nie zatrudniam. Nie wiem co by było, gdybym miała pracowników na utrzymaniu.

W październiku zadziała się magia i trafił mi się pierwszy od pół roku klient, który zgłosił się do mnie ze zleceniem wykraczającym poza tradycyjny copywriting. Na początku obawiałam się, że nie podołam zadaniu, ale z czegoś rachunki płacić trzeba, więc to mnie zmotywowało 😉 I nagle okazało się, że bycie samoukiem w zakresie wordpressa opłaca się. Bo właśnie to, że mój blog stoi na wordpressie i że sama go prowadzę przekonało klienta, żeby się do mnie zgłosić. Wyszłam poza swoją strefę komfortu, bo moim zadaniem było zrobienie całej strony. Napisanie tekstów, dopasowanie do seo, tłumaczenia, wgrywanie grafik i publikacja wszystkiego na stronie. Po zakończeniu tego zlecenia byłam z siebie dumna i nie wstydzę się tego powiedzieć! Klient był bardzo zadowolony, a ja się przekonałam, że warto być odważnym i nie poddawać się na starcie 🙂

Zresztą to nie jedyna blokada, którą zwalczyłam. Na wiosnę uruchomiłam płatne treningi on-line i prowadzę je do tej pory.

Co to oznacza? Że spełniłam swoje one little word 🙂

Courage & independence

Na rok 2019 moimi one little word były słowa odwaga i niezależność. Nawet gdy o nich zapominałam, to one zawsze mi towarzyszyły.

Odważyłam się zatrudnić podwykonawców do naprawy strony i nie bałam się zainwestować w to ciut więcej pieniędzy (mimo niepewnej sytuacji finansowej).

Nie bałam się zgłaszać do programów ambasadroskich, zgodnie z myślą „albo się uda, albo nie – jak nie, to trudno”. W ten oto sposób zostałam ambasadorką marki Shakespeare, dzięki czemu możecie zakupić rewelacyjne shakery i bidony ze zniżką 10zł. Wystarczy w koszyku wpisać kod „dsk02”, a rabat naliczy się automatycznie 🙂

Postawiłam też na niezależność i gdy kluby nie mogły (lub nie chciały) mi pomóc, to otworzyłam swoje zajęcia on-line i przeszłam w pełni na współpracę zdalną z klientami.

Niezależnie od innych działałam w zgodzie ze swoim sumieniem i własną wolą. Nie bałam się sprzeciwić czy odmówić tym, którym do tej pory nigdy nie odmawiałam. To dla mnie duży krok.

Chyba jeszcze nigdy nie udało mi się tak konkretnie zrealizować one little word. Bo to wszystko zadziało się w najważniejszych sferach życia! Czuję się spełniona pod tym względem 🙂

Co do pozostałych aspektów, które zostały uwzględnione w vision board, to większość się udało wcielić w życie. Tych, których się nie udało, pokrzyżował koronawirus. Ale to nic, kroki ku nim zostały poczynione. Liczy się 😉

2020 – podsumowanie ostateczne

Większość czasu spędziliśmy w domu, z wiadomych przyczyn. I wiecie co, chyba odkryłam w sobie duszę introwertyka 😉 Szczerze mówiąc nigdy nie lubiłam tłumów, hałasu. Odkąd jestem freelancerem, zawsze starałam się np. robić zakupy w ciągu dnia, gdy ludzi było mniej. Teraz w sumie przez większość dnia tak jest, i jakoś specjalnie nie narzekam na to 😉 Może dlatego też łatwo było mi realizować zalecenie #zostańwdomu ? Do tego, po urodzeniu dziecka, moje życie towarzyskie raczej nie było zbyt bujne, więc tutaj też nie odczułam większej straty 😉 Poszukując zdjęć do tego wpisu przejrzałam wszystkie, które zrobiłam w tym czasie. I wiecie co? Nawet fajnie było 🙂 To, ile czasu spędziłam z Młodym, ile kreatywnych zabaw i zadań wykonaliśmy, to nawet nie zliczę.Obserwowałam jego rozwój, zrozumiałam, w jakich dziedzinach czuje się najlepiej, a to wpłynęło też pozytywnie na nasze relacje.

Nie umiem powiedzieć ostatecznie, czy ten rok był dobry czy zły. Był dziwny. I tak jak na początku roku wiele osób robiło podsumowanie dekady (błędne, bo dopiero teraz kończymy dekadę), to obecnie można to podsumowanie zmodyfikować. Wiem jedno: zakończyła się z przytupem! A moje podsumowanie 2020 zakończę życzeniami:

Chcę wam życzyć przede wszystkim zdrowia. Bo od 2 lat to powtarzam jak mantrę, że nie ma nic cenniejszego niż właśnie zdrowie! Oby rok 2021 przyniósł nam długo oczekiwany powrót do normalności, oby osoby, które straciły pracę, odzyskały ją, a co za tym idzie i płynność finansową. Żebyśmy znów mogli tłumnie spotykać się w klubach fitness, restauracjach, kinach, teatrach i na koncertach. A na koniec życzę nam spokoju!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *